Co dłonie zlepiły, gdzie nogi kroczyły. Co oczy widziały i uszy słyszały. To w słowa ubrano, na kartce spisano. A potem zwyczajnie…HISTRIĄ nazwano.
Ktoś kiedyś powiedział, że ile ludzi, tyle historii i z pewnością to jest prawda.
Lecz tak samo, jak różni są ludzie, tak różne są ich historie.
Ponoć każdy jest kowalem swojego losu, lecz gdyby tak było, to pewnie losy każdego z nas byłyby podobne, a wtedy historie nie byłyby tak piękne, wzruszające i ciekawe.
Ten rozdział poświęcamy historii Przyłęku i ludzi, którzy tę historię tworzyli.
Przyłęk.
Wpisując sobie w wyszukiwarkę internetową słowo PRZYŁĘK dowiemy się, że Przyłęków jako miejscowości jest w Polsce kilka.
Każdy z nich ma swoją niepowtarzalną historię, ale my chcemy opisać historię naszego Przyłęku położonego w gminie Nowy Tomyśl.
Jak niesie legenda przekazywana z pokolenia na pokolenie nasz teren był porośnięty lasami. Trzy dęby pomniki przetrwały do dziś. Pod jednym z takich dębów przysiadł wędrowiec, który zmęczony podróżą chcąc odpocząć w cieniu drzewa zasnął. Gdy się obudził ujrzał pięknego jelenia z wspaniałym porożem. Była to pierwsza żywa istota, jaką wędrowiec spotkał na tym terenie. Tak na podstawie tej legendy powstał nasz herb, który przedstawia drzewo, nad nim okazałe poroże jelenia. Z za drzewa wyłania się pierwsza litera naszej miejscowości, litera P- jak Przyłęk.
„Wieś otrzymała nazwę Zielonka (lub Sielonka- od polskiego „zielono”) od Bogusława Unruha w 1704 roku, w specjalnym przywileju. Polskiej nazwy Przyłęk już wtedy używali niemieccy chłopi (bauerzy), zamieszkujący głównie w tej osadzie, a zajmujący się karczowaniem okolicznych lasów i osuszaniem bagiennych łąk, przywracając je uprawom rolnym. Na początku XX w. zamieszkana była przez ludność głównie pochodzenia niemieckiego. Z racji pobliskiej wówczas granicy państwowej (również i kulturowej), proporcje narodowościowe w osadzie układały się następująco: 74 osób narodowości polskiej,768 osób narodowości niemieckiej.
Przyłęk miejscowość o rozproszonej zabudowie, położona jest przy drodze wojewódzkiej, prowadzącej do Bolewic, na północny zachód od Nowego Tomyśla. Osada powstała na największej wydmie parabolicznej w kształcie odwróconej litery „S”. Wydma ta jest dwukrotnie przecinana przez szosę, prowadzącą do Bolewic. Łączna długość wydmy wynosi 19 km, a jej wysokość względna (ponad otaczający teren) przekracza 20 m.
To największa z pośród 18 wsi w gminie Nowy Tomyśl, obejmująca obszar 2149 hektarów. Mieszka tu ……… mieszkańców. Graniczy z pięcioma wioskami tej gminy tj. Jastrzębskiem Starym, Sękowem, Glinnem, Starym Tomyślem, Wytomyślem oraz z dwoma innymi gminami: Zbąszyniem i Miedzichowem.
Dumą Przyłęku jest figura Pana Jezusa, którą ufundowali mieszkańcy po II wojnie światowej. Umieszczono na niej tablice o treści „Z wdzięczności za odzyskaną wolność w roku 1945 z ofiar Gromady Przyłęku”. Figurę tę w roku 1945 poświęcił pierwszy proboszcz nowotomyski po II wojnie, ksiądz dr Stanisław Skaziński.
Pomnikami przyrody, pamiętającymi początki osady są trzy dęby (wpisane do rejestru pomników przyrody), rosnące przy jednym trakcie. Dwa z nich mają imiona (Piotr i Jakub). Każdy z nich ma imponujący obwód – odpowiednio: 540 cm, 480 cm oraz 460cm.
Pośród łąk i lasów Przyłęku, do dnia dzisiejszego zachowało się jeszcze kilka budowli, które w swoich murach wychowały niejedno pokolenie, a dziś mówią nam o początkach architektury tej ziemi. Jednym z starszych budynków, jest dom, na którego belce wyryto rok 1708. Dom ten jest zamieszkiwany po dziś dzień.
Każdy z tych budynków na swoją duszę, gdyby mury potrafiły mówić, pewnie dowiedzielibyśmy się rzeczy, których nawet nie jesteśmy w stanie sobie wyobrazić. Ile łez wylano na te skrzypiące, drewniane podłogi, ile radości wepchnięto w szczeliny ścian, tego pewnie nigdy się nie dowiemy i niech tak zostanie. Okryte cieniem tajemnicy, z duchem historii, niech cieszą nasze oczy jeszcze przez wiele lat.
W 1997 roku, w ramach corocznych rozgrywek nowotomyskiego Turnieju Wsi zrodził się pomysł stworzenia herbu, który w bardzo krótkim czasiestworzyła i wypaliła w glinie jedna z mieszkanek Przyłeku, artysta plastyk, Mirosława Heintz. Oficjalnie herb został nadany sołectwu w 2005 roku.
„Moja Golgota”
Com Panu Bogu przyrzekł, słowa dotrzymałem. Ni wiatr, ni władza mnie nie złamały, Golgotę zbudowałem.
Opisując historię Przyłęku nie można pominąć postaci Pana Stanisława Przybylaka.Jego postać zdecydowanie dodała wartości historii naszej wsi.
Pan Stanisław (ur. 20.09.1926r.) pochodził z Wąsowa. Do Przyłęku trafił w 1940 roku, gdy zabrano go jako 13-to letniego chłopca do pracy u jednego z Niemców, gdzie pracował bardzo ciężko. W styczniu 1945 roku, Niemiec u którego Pan Stanisław służył, wysłał go do Bolewicka z listem do swojej siostry. Zima tego roku była mroźna i śnieżna. Jadąc rowerem, na krzyżówce (obecnie rondo przy zjeździe z autostrady A2) został potrącony przez niemiecki opancerzony samochód. Niemcy wówczas wycofywali się z frontu. Pan Stanisław przeszedł straszne męki, miał połamane nogi, ręce, żebra i zmiażdżoną twarz. Tak na pół żywego naszego bohatera Polacy przewieźli do wsi Bolewice, gdzie dobrzy ludzie opatrzyli mu rany i powiadomili rodzinę. Za ocalenie życia Pan Stanisław złożył w ofierze Panu Bogu opiekę nad Krzyżem w Przyłęku. W 1970 roku, Krzyż został złamany przez wiatr, więc nasz bohater postanowił odbudować go za własne pieniądze na nowym, mocnym cokole z ogrodzeniem. W trakcie wykonywania tych prac pod Krzyż podjechały milicyjne samochody, z których wysiedli funkcjonariusze milicji, urzędnicy gminy i urzędu skarbowego. Przedstawiono mu wiele zarzutów, między innymi: samowolę budowlaną, bezprawne wkroczenie na grunt państwowy, żądano od niego rachunków za materiały. Prace przy Krzyżu zostały wstrzymane, sprawę skierowano do Sądu w Grodzisku Wlkp. gdzie zapadł wyrok wysokiej grzywny oraz 2 lata więzienia w zawieszeniu. Pan Stanisław nie był zamożnym człowiekiem, wraz z żoną wychowywali trójkę dzieci, dlatego bardzo ciężko było mu spłacić karę. Pomimo tego nasz wspaniały bohater nie przerwał prac związanych z odbudową Krzyża. Robił to po kryjomu, bardzo często w nocy, kiedy tylko księżyc i Pan Bóg byli świadkami jego czynów. W końcu się udało…
Pomimo tego, że Pan Stanisław miał wiele problemów, dotrzymał swojej niezwykłej obietnicy. Jak sam powiedział, zbudował swoją „GOLGOTĘ” .
Nie ma Go już wśród nas, ale jest Krzyż, przy którym spotykają się tutejsi ludzie by np. poświęcić swoje pokarmy w Święta Wielkanocne, bądź uczestniczyć w Drodze Krzyżowej. Nie każdy z tych ludzi, którzy tam przychodzą wie, że miejsce to ma taką niezwykła historię, historię, którą napisał Pan Stanisław Przybylak, jeden z tych cichych wspaniałych bohaterów naszej wsi.
Z testamentu Pana Stanisława.
„Moja pielgrzymka była do Krzyża w Przyłęku przez 65 lat pracy. Dziękowałem Panu Jezusowi za uratowanie życia w czasie II wojny 1945 r. Panie Boże chcę Ciebie kochać, miłować tak długo, póki tu będę żył.”
„Nie rzucim ziemi skąd nasz rud…”
„W moim magicznym domu dzięki Ci, mądry Boże, same zmyślają się historie, sam się rozgryza orzech. W moim magicznym domu. ciepło jest i bezpiecznie. Gościu znużony, gościu znudzony, jeśli ci kiedyś będzie po drodze, zajrzyj tu do nas koniecznie. „
Słuchając piosenki Hanny Banaszak „W moim magicznym dom” można pomyśleć, że śpiewa Ona o naszym Przyłęku. W naszym magicznym Przyłęku też mamy taką naszą Hannę – Bronisławę Skrzypczak. Pani Bronia dziś ma prawie 90 lat. Mimo to od ponad 30 lat co roku wita w naszym gościnnym Przyłęku strudzonych pielgrzymów, którzy dzielnie, pieszo pokonuję trudną drogę z Gorzowa do Częstochowy. Pani Bronisława nie potrafi dziś powiedzieć jak i od czego to wszystko się zaczęło. Po prostu pewnego dnia pomyślała, że ci ludzie, którzy idą tak wiele kilometrów muszą być zmęczeni i spragnieni, więc wyniosła im trochę wody i jedzenia. Od tamtej pory, co roku czeka na nich z swoja rodziną, by napoić i nakarmić tych strudzonych gości. Poczęstunek jest skromny (kawa, woda, chleb z swojskim smalcem i kiszony ogórek), ale dla tych pielgrzymów to iście królewskie jedzenie, a uśmiech pani Broni dodaje im otuchy i sił na kolejne długie kilometry.